My z Ustianowej. Smutna historia największego tartaku w Bieszczadach

Kilka kilometrów przed Ustrzykami Dolnymi obok drogi prowadzącej z Leska przez wiele ostatnich lat straszyły ruiny jednej z największych inwestycji socjalistycznej Polski w Bieszczadach. Kombinat Drzewny w Ustianowej był motorem gospodarczym całego regionu. Jak wiele innych zakładów powstałych w Polsce Ludowej nie przetrwał twardego zderzenia ze zmianą ustrojową.

Lata 70. XX wieku były czasem, w którym w Polsce panował twardy socjalizm. Gospodarka była centralnie sterowana przez państwo, przez co na podstawowe produkty trzeba było czekać godzinami w kolejkach, które stały się symbolem komunizmu w Polsce. Nie brakowało za to miejsc pracy, której nakaz obowiązywał każdego dorosłego obywatela. Milicja niejednokrotnie podczas rutynowych kontroli sprawdzała w dokumentach pieczątki zakładu pracy, aby zweryfikować czy ktoś przypadkiem się od tego nakazu nie uchyla. W samych zakładach nacisk na samą pracę nie był zazwyczaj szczególnie duży, o czym świadczyła wydajność polskiej gospodarki, jednakże obowiązkiem każdego było posiadanie zatrudnienia.

Teren po dawnym Kombinacie Drzewnym w Ustianowej. Fot. Stanisław Kucharzyk, https://napogorzu.blogspot.com. Stan w maju 2016 roku

Trudna sytuacja miała również miejsce na „rynku” mieszkań, na które w większości przypadków przeciętny obywatel musiał czekać po kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat. Doprowadzało to do sytuacji, w których młodzi ludzie, często młode małżeństwa były zmuszone mieszkać z rodzicami przez długie lata, aż w końcu otrzymywali od państwa lub zakładu niewielkie mieszkanie w bloku z wielkiej płyty. Jednak w niektórych przypadkach o własne mieszkanie było o wiele prościej. Na przykład gdy państwo budowało wielki zakład pracy, do którego potrzebowało wykwalifikowanych pracowników. W takim wypadku czas oczekiwania na własne „M” drastycznie spadał, a najbardziej potrzebni fachowcy dostawali klucze od zaraz po przyjeździe. Miało to miejsce między innymi przy budowie Kombinatu Drzewnego w Ustianowej, koło Ustrzyk Dolnych w Bieszczadach, który miał być największym tartakiem Europy.

Przez długie lata Kombinat tętnił życiem. Dziś nic nie przypomina dawnej świetności zakładu. Fot. Stanisław Kucharzyk, https://napogorzu.blogspot.com. Stan w maju 2016 roku

O miejsce budowy wielkiego zakładu drzewnego toczyły się spory pomiędzy lokalnymi władzami bieszczadzkich miasteczek. Ostatecznie po serii wizyt delegatów z Warszawy podjęto decyzję, że stanie on w Ustianowej. O budowie tartaku właśnie tam zadecydował ówczesny wicepremier Piotr Jaroszewicz, który miał przyjaciół wśród lokalnych władz, w związku z czym nad decyzją nie musiał się długo zastanawiać. Region Bieszczad jako miejsce budowy wielkiego tartaku był wręcz idealny. W okolicy znajdowały się dziesiątki kilometrów kwadratowych lasów, które tylko czekały na eksploatację. Potrzeba budowy zakładu drzewnego była tym większa, że na składach co roku gniło około 280 000 metrów sześciennych drewna, których transport był utrudniony z powodu jakości dróg. Sytuację zmienić miał nowy, wielki zakład, w którym drewno miało być kompleksowo przerabiane. Budowa wielkiego zakładu była postrzegana przez mieszkańców i władze jako szansa na wielki skok cywilizacyjny i rozwój zacofanych dotychczas Bieszczad. Wiele młodych ludzi mieszkających tam zaczęło wiązać swoją przyszłość z powstającym kombinatem.

Ruiny hal produkcyjnych w Kombinacie Drzewnym w Ustianowej. Fot. Stanisław Kucharzyk, https://napogorzu.blogspot.com. Stan w maju 2016 roku

W marcu 1973 roku Rada Ministrów uchwałą przyjęła program rozwoju Bieszczadów, którego głównym założeniem była budowa Zakładów Przemysłu Drzewnego „Ustianowa”. Miesiąc później rozpoczęto ich budowę, której łączne koszty wyniosły, jak się później okazało, ponad dwa miliardy ówczesnych złotych. Projekt zakładał, że w przedsiębiorstwie powstanie pieć wydziałów: płyt wiórowych, przetarcia, segmentów podłogowych, produkcji węgla drzewnego oraz skrzynek pocienionych służących między inymi do transportu warzyw i owoców. Budowa wielkiego tartaku została przyjęta z wielkim entuzjazmem zarówno przez mieszkańców jak i władze. Mieszkańcy cieszyli się, że odtąd będą mieli zapewnione stabilne miejsca pracy oraz mieszkania, władze natomiast były zadowolone, że nowy zakład zapewni wielką podaż wszelkich drzewnych wyrobów całej gospodarce.

Trudno uwierzyć, ze kiedyś pracowały tu setki ludzi. Fot. Stanisław Kucharzyk, https://napogorzu.blogspot.com. Stan w maju 2016 roku

Oprócz budowy samych zakładów podjęto również decyzję o budowie dodatkowej infrastruktury. Zaplanowano postawienie drugiej szkoły podstawowej oraz przedszkola, kolejnej przychodni zdrowia, oczyszczalni ścieków, hotelu robotniczego oraz przede wszystkim osiedla mieszkaniowego z wielkiej płyty na pięćset lokali, w których zamieszkać miało około półtora tysiąca ludzi.

Rozpoczęła się budowa. Na wielkim placu z błotami po kolana wylewano fundamenty, stawiano konstrukcje warsztatów, hal fabrycznych i kotłowni ze stumetrowym kominem. W sierpniu 1976 roku, ponad 3 lata po wbiciu pierwszej łopaty, pierwszy etap budowy dobiegał końca. Na wydziale przetarcia drewna montowano maszyny i urządzenia importowane z Francji, których zdolność przerobowa miała wynosić 170 000 metrów sześciennych drewna rocznie. Rozpoczęto szkolenia pracowników, którymi w większości byli mieszkańcy okolic. Duży odsetek załogi powstających zakładów stanowiła już wyszkolona młodzież ze szkoły zawodowej w Ustrzykach Dolnych. Produkcja na wydziale przetarcia ruszyła 1 lipca 1977 roku.

Widok z lotu ptaka na resztki hal produkcyjnych. Fot. Stanisław Kucharzyk, https://napogorzu.blogspot.com. Stan w maju 2016 roku

Z powodu błędów w zarządzaniu i samego charakteru socjalistycznej gospodarki budowa następnych wydłużała się, jednak cały czas powoli postępowała. Już w fazie projektowania popełniono wiele błędów, które później trzeba było korygować, co pochłaniało dodatkowe środki. Przykładem takiego marnotrawstwa był wybór tańszych maszyn produkowanych w bloku wschodnim zamiast sprawdzonego i uznanego włoskiego sprzętu. Później jak się okazało zamontowany sprzęt nie działał, a nawet jeśli działał to stanowił niebezpieczeństwo dla pracowników, przez co ostatecznie trzeba było go wymienić na ten z zagranicy.

Ruiny hal produkcyjnych w Kombinacie Drzewnym w Ustianowej. Fot. Stanisław Kucharzyk, https://napogorzu.blogspot.com. Stan w maju 2016 roku

Niecałe sześć lat później po rozpoczęciu produkcji na wydziale przetarcia, w marcu 1983 roku uruchomiono wydział płyt wiórowych, który był drugim z pięciu planowanych wydziałów. Entuzjazm wśród władz był wielki, zważywszy na fakt, że zbyt na te płyty był ogromny. Praca w tej części odbywała się przez niemal cały rok bez przerwy, z wyłączeniem kilku dni na konserwację maszyn. Była ona dosyć wyczerpująca, jednak wysiłek rekompensowała pokaźna wypłata.

Na miejsce przyjeżdżały państwowe media, które relacjonowały jak prężnie działają nowo wybudowane zakłady. Wszystko było filmowane w taki sposób, aby przedstawić je w jak najlepszym świetle. W rzeczywistości jednak nie było tak kolorowo. Choć zakład działał i produkował drzewne wyroby, brakowało w nim części sprzętu, głównie do podnoszenia wielkich bali, przez co pracownicy musieli ręcznie załadowywać je na wózki widłowe. Sytuacja zmieniła się jednak po wizycie pierwszego sekretarza PZPR w Krośnie, który zobaczywszy jak to wszystko wygląda, doprowadził do rozwiązania problemu. W zakładzie miały również czasem miejsce problemy techniczne. Zdarzało się, że psuł się jeden element w maszynie, którego sprowadzenie z zagranicy zajmowało kilka dni, w czasie których zakład był unieruchomiony.

Następnym „wydziałem”, który powstał w zakładach była parkieciarnia, choć nigdy nie zaistniała w dokumentach jako osobny wydział i właściwie powstała spontanicznie, kiedy Tadeusz Lepak – jeden z pierwszych dyrektorów zakładów zakupił w Tarnowie za grosze stary sprzęt do produkcji parkietu. Następnie obiecał pracownikom dużą premię w wysokości 60 tysięcy ówczesnych złotych, jeżeli uda im się go uruchomić i tak też się stało. Odtąd w ofercie Przedsiębiorstwa Przemysłu Drzewnego „Ustianowa” pojawił się parkiet, który sprzedawał się jak świeże bułeczki.

Tyle zostało po dawnym Kombinacie. Fot. Stanisław Kucharzyk, https://napogorzu.blogspot.com. Stan w maju 2016 roku

W szczytowym momencie w Ustianowej pracowało około 1200 osób. Zarządcy tartaku całkiem dobrze sobie radzili, zważywszy na fakt, że państwo, które początkowo entuzjastycznie planowało budowę zakładów, w tamtym czasie pozostawiło je bez wsparcia, nie łożąc więcej tyle pieniędzy na ich dalszą rozbudowę, ile początkowo planowało. Ich sytuacji nie polepszał fakt, że ceny drewna były regulowane na szczeblu centralnym, przez co ciężko było dokładnie określić ich rentowność.

Mimo to, tartak dbał o wypoczynek dla swoich pracowników oraz ich dzieci, tak jak miało to miejsce w wielu innych zakładach w socjalistycznej Polsce. Powstał dla niej specjalny ośrodek wypoczynkowy w pobliskim Polańczyku, w którym można było odebrać zasłużony urlop i popływać żaglówkami lub kajakami nad jeziorem solińskim. Dla dzieci natomiast organizowano kolonie. „Ustianowa” została również sponsorem ustrzyckiego klubu piłkarskiego, który z tego powodu zmienił swoją nazwę na „Drzewiarz”. W zakładzie powołano również sekcję brydża, koło wędkarskie, a nawet orkiestrę i kabaret o stosownej nazwie „Traki”.

Pomimo że zakład przez większość czasu całkiem nieźle prosperował, pod koniec lat osiemdziesiąt wraz z przemianami ustrojowymi, podobnie jak wiele innych zaczął powoli chylić się ku upadkowi. Pojawiały się przestoje, składano coraz mniej zamówień, a produkty zalegały na magazynach. „Ustianową” postawiono w stan likwidacji w lutym 1991 roku, niecałe osiemnaście lat po podjęciu decyzji o budowie. Podobnie jak wiele innych państwowych zakładów przegrał on w konkurencji z wolnym rynkiem. Pracownikom wypłacono odprawy i obiecano, że po wprowadzeniu zmian i prywatyzacji firma ponownie zostanie uruchomiona. Tak się jednak nigdy nie stało.

Na bazie zlikwidowanego majątku powstało co prawda kilka firm produkujących parkiet, drzwi czy węgiel drzewny, jednak były one tylko namiastką tego, czym wcześniej był zakład. W znacznej części został on jednak rozkradziony przez pospolitych złodziei. Wynosili oni i wywozili, co tylko się dało. Wielki zakład, który miał być nadzieją i szansą na wielki rozwój Ustrzyk Dolnych upadł i pogrążał się w zniszczeniu, pozostawiając setki byłych pracowników bez pracy.

Piotr Czuchra

Podczas pisania artykułu korzystałem z książek Pana Krzysztofa Potaczały „Bieszczady w czasach PRL-u”

Dziękujemy Panu Stanisławowi Kucharzykowi autorowi bloga https://napogorzu.blogspot.com za zgodę na wykorzystanie zdjęć.

Shares