Jak dębiccy saperzy wysadzili pomnik Armii Czerwonej w Beskidzie Niskim

Historia pomnika Armii Czerwonej który na polecenie władz komunistycznych został wysadzony przez saperów z Dębicy opisał Andrzej Bata w książce „Wojna o pomnik”

Podczas II wojny światowej w okolicach Dukli miała miejsce jedna z największych bitew radzieckiej kontrofensywy na zachód. Zginęło w niej tysiące żołnierzy radzieckich, a wiele lat po zakończeniu wojny mieszkańcy Zyndarowej w Beskidzie Niskim postanowili uczcić pamięć poległych żołnierzy budując pomnik ku ich czci.

Nad ranem 8 września 1944 roku sowieckie siły 38. Armii generała Kiryła Moskalenki uderzyły na niemieckie wojska, które broniły karpackich przełęczy w okolicy Dukli. Do ataku ruszyło 120 tysięcy żołnierzy – Sowietów, Czechów i Słowaków wspartych 1700 działami i moździerzami oraz tysiącem czołgów. Naprzeciwko nim stanęła niemiecka grupa operacyjna gen. Gottharda Heinrici licząca 100 tysięcy żołnierzy z dwoma tysiącami dział. Ostatecznie, po kilku tygodniach walk, Sowietom udało się wyprzeć Niemców na zachód. Krwawa batalia trwała do końca listopada i poległo w niej około 120 tysięcy żołnierzy po stronie radzieckiej i około 70 tysięcy po stronie niemieckiej. Wydarzenia te przeszły do historii jako Bitwa Dukielska i zostały zapamiętane przez lokalną społeczność.

Po słowackiej stronie jest wiele śladów Bitwy Dukielskiej. Ten pomnik znajduje się w rejonie Svidnika, kilkanaście kilometrów od przejścia granicznego w Barwinku.

30 lat później, początkiem lat 70. ktoś wpadł na pomysł, aby uczcić pamięć poległych radzieckich żołnierzy, którzy zginęli w górzystych przełęczach walcząc z okupantem i wybudować pomnik ku ich chwale. Miejsce na monument w Zyndranowej podarował jeden z mieszkańców pobliskiego Zyndranowa – Teodor Gocz.
W końcu w 1974 roku zaczęto jego budowę. Powstawał on jednak bardzo powoli, gdyż brakowało na niego pieniędzy i materiałów budowlanych. W końcu, po wielu miesiącach budowy, odsłonięcie zaplanowano na 6 października 1976 roku. Znajdowały się na nim tablice w trzech językach (polskim, słowackim i rosyjskim) głoszące hasło: ”Wieczna sława poległym żołnierzom Armii Radzieckiej. Łemkowie”.

Lokalne władze po otrzymaniu zaproszeń na uroczystość odsłonięcia zainteresowały się sprawą. Budowa pomnika była bowiem inicjatywą zorganizowana przez lokalną społeczność, a nie, jak to zazwyczaj miało miejsce, przez władze. Po okolicy rozeszła się nawet plotka, jakoby miał to być pomnik zbudowany przez Ukraińców ku czci samych Ukraińców, czyli między innymi UPA. Po niedługim czasie w sprawie nowego monumentu władze podjęły intensywne działania. Do sprawy włączyło się wiele instytucji państwowych, urzędów administracji, a nawet sama Prokuratura Rejonowa w Krośnie. W końcu naczelnik Miasta i Gminy Dukla nakazał natychmiastową rozbiórkę pomnika, gdyż „roboty budowlane z wyjątkiem rozbiórek można było rozpocząć jedynie po uzyskaniu pozwolenia na budowę”. Mimo tego, że autorzy pomnika odwołali się od tej decyzji, cztery dni później wydano nową, której treść brzmiała: „W związku ze stwierdzeniem, iż przedmiotowy obiekt [pomnik] został wybudowany z elementów kamiennych i niewypałów (pocisków i granatów), które stanowią zagrożenie dla życia i bezpieczeństwa (…) wykonanie zastępcze rozbiórki dokona specjalna jednostka wojskowa Bieszczadzkiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza w Przemyślu”.

Po słowackiej stronie jest wiele śladów Bitwy Dukielskiej. Ten pomnik znajduje się w rejonie Svidnika, kilkanaście kilometrów od przejścia granicznego w Barwinku.

Apele autorów pomnika do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a nawet interwencja w ambasadzie Związku Radzieckiego nie przynosiły żadnych rezultatów. Sprawa ciągnęła się przez długie miesiące wraz z narastającą ilością pism, wezwań i protokołów z tym związanych, aż ostatecznie 13 października 1976 roku komisja zebrana w tej sprawie podjęła decyzję, że pomnik należy wysadzić. Pierwszego grudnia 1976 roku do Zyndranowej przybyli saperzy z jednostki wojskowej w Dębicy. Założyli materiały wybuchowe wokół monumentu i ewakuowali ludność z pobliskich domostw. Wybuch 25 kilogramów trotylu był tak silny, że oprócz destrukcji samego pomnika uszkodził linię energetyczną oraz pobliskie domy. Dom państwa Goczów, którzy przekazali ziemię na ten cel wyglądał jak po nalocie, a po samym pomniku został wielki lej i kupa gruzów. Ironią całej tej historii jest fakt, że pomnik w rzeczywistości nie zawierał niewypałów, gdyż był budowany między innymi przez byłych żołnierzy, którzy rozbrajali wszystkie elementy pomnika przed ich umieszczeniem.

Jest to chyba jedyny przypadek w komunistycznej Polsce wysadzenia pomnika Armii Czerwonej przez żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Historia ta została opisana w książce autorstwa Andrzeja Baty pt. „Wojna o pomnik” wydanej w Krośnie w 2002 roku.

Shares